Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/438

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dmytryk nie myślał znosić kłótni i bijatyki pokracznych dziadów koło cerkwi w tak ważnej chwili. Zawołał Oświęcimskiego i Łyzuna, zawezwał swe bractwo zaprzysiężone. Ostro przemówił:
— Wyście mi tu potrzebni, bracia! Jak tylko zaczną się wadzić, tu koło cerkwi, podczas rady naszej, dziady czy nie dziady, choćby przez chwilkę, zaraz mi tu blachujcie i skałuszem wiążcie po mandatorsku każdego, czy pobratym, czy rozpobratym.
Dwudziestu groźnych towarzyszy Dmytrowych przyskoczyło ku dziadom. Bardy w rękach tych ludzi, co — kto wie — może niejednemu zrobili koniec rychły, choć nie lekki — błysnęły nad głowami dziadowskimi.
Ten suchutki dziadeczek, choć i brat cerkiewny, pobladł nagle, drżał jak liść i drżące ręce składał pokornie. A tamten przemądry chwalca Turków, po prostu zgiął się prawie do ziemi, przykucnął śmiesznie, zasłaniając głowę, jakby już miały padać razy.
Jednak nie do śmiechu było nikomu. Ciężko, ponuro, jak przed burzą, zrobiło się wśród tłumu gazdowskiego, a cicho jak podczas święcenia wody. Może w owej chwili niejeden nie całkiem był pewny, czy pod przewodem Dmytra prawo będzie górą, czy przemoc swawolna. I kto wie, jaka to ta ich słoboda junacka... Nie było urzędów cesarskich ani puszkarów dla przeciwwagi... Choćby Bóg wie co się zdarzyło, nie było do kogo pójść na skargę... Nie pozostawała nawet dla myśli taka pociecha, ani pogroza dla gwałtu.
Dmytryk jednym podniesieniem ręki oddalił towarzyszy. Rozeszli się powoli.
Szereburièk kiwał głową, potakiwał, a Belmega uśmiechał się z zadowolenia.
Szereburièk gromił dziadów kłótliwych:
— Coś tu przyczłapał jeden z drugim, grzybie spróchniały, wywietrzać przed światem swój zastarzały smród, coś go zimą w komorze, w berbenicy naskładał. Cicho tu! Niech Dmytro mówi sam! Jego prawo. —
— Sprawiedliwie! — wołano ze wszystkich stron.
Belmega mówił powoli z zadowoleniem:
— Ot, tak trzeba. Tak — to dobrze. Nie tylko tych tu zaraz powiązać, ale jeszcze znajdzie się dużo takich. A gdyby się sprzeciwiali, najlepiej niejednemu i język od razu odrąbać, albo co najmniej uszy poobcinać! Słoboda to wielki skarb,