Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciały na puszkarów płonące łuczywa siarkowe. — Czuprej krzyknął dziko i zapalczywie:
— Wyrżnąć to wszystko! Dmytryku, do szczętu wyciąć!
Choć szczere chęci miał Czuprej, bardzo nierozsądne to było słowo. Między puszkarami bowiem różni ludzie bywali. Byli i tacy, co już nauczeni byli do najmowania się za pieniądze i na groszowych zdrajców wyhodowani. Tych łatwo było spłoszyć, przepędzić samym krzykiem. Byli między nimi i opryszki o podwójnych duszach, wszędzie niezadowoleni, wszędzie zgrzytali zębami, raz przy opryszkach, raz przy hajdukach służąc. I ci rzuciliby służbę zaraz, uciekliby chętnie i jeszcze wyrabowaliby miasteczko. Ale byli tam i synowie rodów gazdowskich, co chociaż zbiednieli, z biedy, czasem z musu, chleb mandatorski jedli, a chociaż nie mieli ochoty walczyć z Wasylukiem, jednak rodu junackiego, nie bali się wojowania, a całkiem też nie mieli ochoty ginąć z rąk takiej garstki i znosić obelgi młodziaka. Był tam ataman Dunia, krewny opryszka, był dawny watażko, sławny Szwed, który na starość dla ratowania gazdostwa i rodziny porzucił swą brać junacką, przystał na służbę do mandatorii i został atamanem puszkarów. On, choć pokazywał posiepakom kuckim niektóre przejścia i kryjówki opryszkowskie, jednak jak mówiono, zawsze tak to urządzał, iż jego dawni pobratymi mogli uciec.
Teraz znów rozjuszyli się puszkary. Na pyskowanie odpowiadali pyskowaniem, na bardy — bardami. Stary Szwed powymiatał z kątów i spod schodów tych, którzy tam się pochowali. A wyszedłszy ku Czuprejowi na rzut bardki, tak się odgrażał i wymyślał:
— Ty szubieniczny puchaczu. Będziesz ty rechotał jutro, hen, z samego wierszeczka, z szubienicy! Coś kiedy zrobił, ha? Kamasze strachu ci nasypały! Toś łapiduchów porznął jak prosięta. Cuda! — Nie strzelać doń, chłopcy! Od razu powrozem łapcie jak sobakę. —
Czuprej dalej wyzywał śmiechem, a w odpowiedzi tak głośno wykrzykiwał, że zapewne daleko na ulicy było go słychać:
— Twoje to psiołupskie majsterstwo z powrozami, ty gazdo słobodny — z łaski psiołupów! Jużeś się napeckał dość kaszy złotej. A może czerwońców tych z krwi opryszkowskiej miałeś mało? To teraz popijesz juszkę z huzyci mandatorskiej. —
Znów przerwał mu Szwed:
— Tobie opryszkiem być?! Na jarmarku by ci wykrzyki-