Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tylko wtedy chyba, kiedy nikt nie widział: w czasie wypoczynku, w czasie urlopu, przy piwie i przy fajce. Czytał powoli, z namaszczeniem, smakował w niej, uśmiechał się, czytając. Wiedział pan cesarz, komu ma swoje książeczki dać do czytania. Bo też głowa to była mądra, niemiecka, sama w książkę zmieniona. Głowa wylepiona reglamentem jak kancelaria — i basta. A tak błyskawicznie kartkuje w tej głowie, jakby właśnie w książce dobrze wyuczonej kartkował. I zawsze znajdzie swoje, znajdzie co mu trzeba. Komendę wypuści z gęby, hauknie i już to wojsko suwa tędy i owędy, jakby ryglem posuwał. Dziwy!
Plackomendant nigdy nie dbał ani o bajonety nieprzyjacielskie, ani o te kule-bzdulki, co koło ucha latają, ani nawet o harmaty. Co mu tam! Tylko o jedno dbał gorliwie i twardo: aby każdy krok był podług reglamentu, by reglament był wykonany co do kropeczki. By zawsze być w porządku!
I teraz na ten wypadek miał dokładny przepis: bunt cesarskich poddanych cywilnych. Świstem przekartkowało mu w głowie. Znalazł, zastosował natychmiast. Podniósł szpadę do góry:
— Nabić broń! Gotuj broń! — postąpił trzy kroki naprzód. Poczekał trzy chwile. Zawołał trzy razy do poddanych:
— Rozejdź się, rozejdź się, rozejdź się!
Takie to bowiem były przepisy, przemówki i czary w tej molfarskiej książeczce. Tak pouczała. Bieda tylko, że wołał po niemiecku, bo tak to w książeczce stoi. A tu nikt nie rozumiał. I nikogo z poddanych to nawet nie obchodziło, co ta szwabska żuchwa z żydowska podhaukuje. Ale on był w porządku. Tymczasem jednak zaczęły padać strzały od brzegu. Kudil nie mógł już utrzymać, ani dopilnować jasienowców, leżących w długim szeregu. Tyle tylko, że nikt jeszcze nie wstał i nie ruszył się przed czasem.
Wtedy to pan plackomendant Wajgl (z detaszementu gubernialnego) odwrócił się gwałtownie i kroczył ostrym, równym krokiem ku oddziałowi.
Znów kartkowało mu w głowie:
— W wypadku buntu poddanych, gdyby nie chcieli się rozejść, trzeba komenderować: Hoch an — do góry broń. — I strzelać w górę. — Ależ ci cesarscy poddani atakują! Ot! ciągle padają strzały, ranią strzelców cesarskich. — Halt! Tego nie ma w reglamencie... Czyż możliwe? Czyż jest jaka rada? Spokojnie! W reglamencie jest wszystko.