Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ko parę złotych na kościół wydostać, i już lecą dalej. Nie, chrześcijańska wiara nie wynudzonych pieniędzy potrzebuje! Potrzebna jest ochota udała, chce porwać, zachwycić, zyskać sławę. Po miastach uczeni i światli ludzie chodzą do teatru, cieszą się przedstawieniami. U nas na kolędę cały teatr przychodzi do chaty. Ale nie wiadomo jeszcze, jak będzie grać, jak długo w chacie kolędnicy pobędą. Wszystko zależy od tego, jak się ich przyjmie, jak się z gospodarzami zaprzyjaźnią. Po chrześcijańsku, to tak właśnie: każdemu inaczej życzenia złożyć, inaczej pląsać, inne powieści powiastować, inne żarty wymyślać, a jak trzeba, błazeństwa płatać. Ale ze wszystkimi zaprzyjaźnić się! Tacy to kolędnicy prawdziwi!
Aby wskrzesić kolędę, Foka wydobywał, skąd mógl, stare pieśni, chadzał do innych kierowników kolędy. Razem przypominali i powtarzali stare pieśni. Chadzał też do starego diaka w Krzyworówni Kropiwnickiego, który niejednemu udzielił tajemnych nauk o tamtym świecie, i uczył także chętnie kolęd, gdy kto chciał się nauczyć. Foka słuchał także wędrowców, co zatrzymywali się na noc w jego chacie, niektóre zaś pieśni wyczytywał z jakichś książek. A może żadnego kazania chrześcijanie górscy nie słuchali tak nabożnie, jak kolędy Foki, gdy z uśmiechem zaśpiewywał rozmowę Hospoda ze świętym Nykołą:

A u naszego gazdy i pana,
U pobratyma brata Iwana,
Kiedrowe dwory, cisowe stoły.
Raduj się ziemio! Syn się narodził! Raduj się!

Sam Hospod siedzi u świętej Wieczerzy,
A po zastolu święci, anioły,
A nie ma li tylko świątka Nykoły. —
Posłuż mi gazdo! — sam Hospod zawoła —
Niech wraz się zjawi świątek Nykoła! —
I za godzinę Nykoła bieży,
Jasna korona na jego skroni,
A miecz ognisty w prawicy dzierży,
Wiedzie wiosenkę, a zimkę goni.
Raduj się, ziemio, Syn się narodził, raduj się!
Rzecze doń Hospod tak spoza stołu:
— Gdzieżeś to bawił święty Nykoło?! —
— Przebacz mi, Panie, zawsze tak bawię,
Byłem na morzach, hen na przeprawie.
Siedemset duszek jam wiózł przez tonie,
Żadnej duszyczki nigdy nie ronię.
Lecz skądś wichrowie bujni wychyną,
Zwichną mi cichy korab w głębinę