Strona:Stanisław Tarnowski-Mowa nad grobem ś. p. Lucyana Siemeńskiego.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieńczej gorącości ducha, z młodzieńczej wiary w ideał, zostało mu na zawsze silne i piękne oburzenie na złe, i piękniejsza miłość dobrego.
Bez jego przyjaźni, bez jego wiernego, czułego serca, bez jego rozumu, zdania i rady, trudno będzie się obejść. Ale kto traci w nim może więcej niż przyjaciele i nawet niż sprawy publiczne, to język polski. Kto tak jak on po polsku pisać potrafi? Ten instrument cudowny, ten organ na którym Kochanowski grał Psalmy, ta tuba mirum spargens sonum którą Skarga wzywał na sąd, ta arfa Eola którą jak wietrzyk muskał wiersz Słowackiego, ta szklanna harmonika na której kręgi mistrz Mickiewicz wyciągał dłonie, kto na niej jeszcze godnie grać potrafi? „Język mój ojczysty zostanie jak arfa z porwanemi strunami“. Obcy wydzierają struny i chcą wprawiać jakieś pożyczane i nieme, a swoi niestety zbyt często wydobywają zeń same dźwięki niesforne, niestrojne, fałszywe. Jeden był artysta który umiał wygrać na nim co chciał, i każdy ton z niego wydobyć — dziś instrument grozi rozstrojeniem, a klucz od niego bodaj nie pochowany w tej trumnie.
O ducha się nie bójmy, bo starsi kiedy odchodzą zostawiają go w spuściznie młodszym, jak Eliasz swój płaszcz temu co go miał zastąpić. Ale ten jego ton który uderzony w Wilnie rozległ się fortissimo pod Grochowem, a potem na wygnaniu przeszedł w taki minor rzewny i rozdzierający, ten cichnie z każdym głosem który z chóru ubywa, a Bóg wie kiedy się ozwie drugi tak dźwięczny i pełny. Dziś zamilkł jeden z tych głosów wysokich które go trzymały najrówniej i najczyściej, w młodzieńczych marzeniach czy w późniejszych trudach, w natchnieniach poety czy w badaniach uczonego, na katedrze jako