Strona:Stanisław Przybyszewski - Polska i święta wojna.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I z kości bohaterskich przodków, rozrzuconych po cmentarzyskach całej Europy, powstał mściciel: śmierci urągająca, w majestacie świętego ognia zapału i bezprzykładnej ofiarności płonąca wola polskiego narodu ku Odrodzeniu i Zmartwychwstaniu!
Tam w Galicyi wybiła godzina dla »śpiącego wojska«.
Złożyliśmy przysięgę wierności, a sojusznicy nasi mogą być tego pewni, że z tych kilkudziesięciu tysięcy Polaków, którzy ramię przy ramieniu z nimi walczą, każdy jeden prędzej swe życie odda w rozgoryczonej nienawiści i nieubłaganej zemście, zaczemby się tylko o jeden krok cofnął — przepełniła się miara gniewu i rozpacznych mąk podczas stuletniej niewoli — a niema na całej ziemi narodu, któryby z taką zaciekłości swego jarzma chciał się wyzbyć i nim rozpaczniej szarpał, jak właśnie naród polski. Nasi sojusznicy wiedzą aż nadto dobrze, jakie ofiary jesteśmy w danie dla wolności ponieść, a równocześnie, jakie ogromne usługi im oddać w walce przeciwko wspólnemu wrogowi, którego podstępny fałsz, zdradę, moc jego i słabość nikt lepiej nie zna od nas.
Rozumna i przewidująca polityka Austryi kazała jej zawrzeć sojusz z narodem, którego tysiącletnia, bogata kultura temu tylko obcą, kto rozmyślnie i świadomie o niej nic wiedzieć nie chce, kto nienawistnie i zazdrośnie spogląda na jego teraźniejszość, przeobfitą w kiełki bogatego rozwoju i możliwości wspa-