Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Przybyszewski - Polska i święta wojna.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

klamacya Mikołaja Mikołajewicza nie ma znaczenia »ukazu« i wskutek tego żadnego praktycznego zastosowania, ale w każdym razie była ta proklamacya czemś, czego się chora, rozpaczna nadzieja na śmierć skazanego narodu czepiać mogła.
I właśnie ten psychologiczny fakt jest niesłychanie ciekawym momentem w odpowiedzi na natrętne pytanie, dlaczego w Królestwie Polskiem nie wybuchło powstanie, a jeżeli już się myśli o powstaniu polskiem, to oczywiście oczy na Warszawę się zwracaj — ale, aby cal psychologię narodu polskiego w obecnym czasie zrozumieć, trzeba się o jeden dziesiątek lat cofnąć wstecz...
W rozpacznych zakusach rewolucyjnych roku 1905/1906, w olbrzymich z góry już na zagładę skazanych zapasach wolnościowych żywiołów, tak w Polsce jak i w Rosyi z rządem rosyjskim, kolosie, w którego gliniane nogi właśnie rząd niemiecki dla powstrzymania wbijał sztaby żelazne, straciła Polska swoją najbujniejszą, najrdzenniejszą siłę.
1831 opłakiwała tysiąc »Walecznych«, teraz przyszło jej rozpaczać nad czterdziestotysiącami najszlachetniejszych swych dzieci, dla których cale życie nic innego nie znaczyło, jak tylko bezustanne poświęcanie się dla ojczyzny, którzy w miłości dla niej wszystkie swe siły w ofierze składali i rozrzutnie nimi szafowali... Gdyby byli jeszcze poginęli na polu chwały, gdyby było można jeszcze krzyże na ich bohaterskich