Strona:Stanisław Przybyszewski - Poezye prozą.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Musiał to sobie głośno powtórzyć, raz jeszcze, aby jasno i dokładnie zrozumieć.
Dopiero wtedy, gdy się coś dokładnie i jasno zrozumie, staje się rzecz jasną.
Nie mógł jednak sięgnąć myślą poza to, co miało się stać jasnem.
Oparł głowę o słup latarni przed dworcem. Zimne żelazo paliło go.
A naraz uczuł w swej duszy jakąś straszną jasność krwawych brzasków, jakie widywał nad dachami ulic, kiedy nad ranem wracał do domu.
Stanął na środku ulicy.
Nagle w myśli jego zrodził się wielki, wspaniały pomysł.
Musi się puścić za pociągiem, a dogoni go z pewnością. A gdy go dogoni, to i zatrzyma.
Na rękach swych ją poniesie, całemu światu ją pokaże, u stóp jej legnie jak pies i jej stopy całować będzie.
I nagle pojął, że mu kawał duszy wydarto, że z nią utracł siebie samego, że ziemia się przed nim rozstępuje a strop niebios w nieskończoność ucieka...
Musiał ją odzyskać — musiał...
Gwiazdy gasły...
Puścił się jak strzała w pogoni za pociągiem.
Szalonymi skokami biegł w gęstym tłumie ludzi, roztrącał ich, bił, deptał po nich, czuł, że uderzenia spada-