Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Przybyszewski - Poezye prozą.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Suknią Ci utkam z najpiękniejszych upojeń mej twórczej duszy, snami najgorętszych pragnień Cię opaszę, najpotężniejsze myśli moje puszczę jako burzą zrodzone stado chrobrych, ciężkoskrzydłych sokołów dokoła Twojej głowy i będziesz jako niebios królowa w płomienistej chwale wniebowzięcia z nabijaną gwiazdami mleczną drogą u stóp.
Wszystko to daję Ci, tylko bądź moją, zejdź ku mnie...
Czuję Cię wszędzie — tronujesz na stapiających się mgłach rannych brzasków, rozpływasz się i uchodzisz w dal drgającej gwiazd poświacie, wdycham Cię z wonią rosistych łąk i dymiących ugorów, głos Twój przewija się strumieniem ciepłej krwi przez szał weselny wiecznie twórczej ziemi: jesteś wszędzie i nigdzie, o światło bez cienia, o istności ponad wszystkie nieskończeń bezgranicza.
Dniu mój, me słońce, światło me, kędyż Cię szukać?
Och jasna moja, kochanko, o serce mej duszy! czoło Twe oplatam czarnem kwieciem mej tęsknoty, otulam Cię w głuche opony burz mego życia, sypię na Twą jasną główkę gwiaździsty deszcz złotych wspomnień dziecinnych...
Cudzołożnico!