Strona:Stanisław Przybyszewski - Poezye prozą.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zstąpiłeś do ciemnych grobów, błąkałeś się po krużgankach i sklepach uświęconych kościołów; rozrywałeś pieczęcie tajnych mysteryi, wgłębiałeś się w rzeczy, których oku ludzkiemu dojrzeć nie wolno; nie uznawałeś żadnej świętości, ani żadnej władzy, ani potęgi prócz swej własnej: Jesteś świętokradzcą!
A ty biedny szedłeś, przedzierałeś się, brnąłeś głębiej i dalej.
Gromy przekleństw, obelg, złorzeczeń spadały na twą głowę. I ty wielki, potężny — Ty mocny czułeś się małym i nizkim, żeś się chciał w ziemię zagrzebać. — I Ty niepojęty czułeś ból i wstyd, że chciałeś najchętniej duszę swą wypluć; i Ty najniewinniejszy i bez skazy dźwigałeś ogrom takiej winy, żeś giął się w dwoje pod ciężarem krzyża. A przecież szedłeś — dokąd? na jaką mękę? Po jakie odkupienie?
Nie pytaj się! Idź dalej! Niszcz i twórz! Odradzaj i zabijaj: Popełniaj zbrodnie, by uświęcić nową cnotę! Idź pomazańcze ciemnych losów i przeznaczeń, idź, dokąd cię ręka nieznanego Boga prowadzi! Idź odziany burzą, uwieńczony gromem — idź wśród przekleństw i skowytu tłumu:
Potępieńcze — proroku, Światłodajny i Duchu ciemności, Święty i Zbrodniarzu:
Przepotężny Duchu — Geniuszu! Idź wielki i samotny, z cichym a tryumfalnym majestatem tych, co spełniają