Strona:Stanisław Przybyszewski - Poezye prozą.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kazano Ci być gwiazdą, co ciemność chłonie, a otóż byłeś gwiazdą.
Coraz silniej, głębiej wżerałeś się w czarne odmęty, coraz chciwiej i gwałtowniej rozlewała się Twa jaśń w otchłannych morzach nieznanych tajemnic; tonąłeś, wypływałeś, walczyłeś z wściekłymi ciemnic nawrotami, ale otóż zmogłeś tajemną czerń, grobem słonecznym rozjaśniłeś rzeczy ukryte i niepojęte.
Bo tak chciało twoje przeznaczenie:
A że z twej krwi tłum, co bieży za tobą, ssie rozkosz, że z twych zbrodni i szałów umie wycisnąć zdrój zapomnienia i kojeń, a że myśli twoją myślą, patrzy twojemi oczyma, a żeś mu rozwiązał najzawilsze zagadki, a w grubej pieśni odgrzebałeś mu ukryte znaki, torowałeś drogi przez nieprzedarte gąszcza — a żeś mu w ciemnych pieczarach wskazywał zaczarowane skarby:
Nienawidzi cię!
Szedłeś przez pustynie wśród zawiei, które ich karawany zasypują: tyś dobrnął do oazy i do rzeźwiącej cysterny:
Jesteś w zmowie z złemi mocami!
Niszczyłeś wszystko, co ci przeszkodą w twym królewskim pochodzie na drodze stawało. Deptałeś ludzi, którzy Ci zapory i wały sypali; bogactwa twe rozrzucałeś hojną, przemożną dłonią:
Jesteś zbrodniarzem!