obchód pogrzebowy po myśli zmarłego, który przez całe życie stronił od próżnych blasków i głośnych unikał hołdów. W kaplicy, zbudowanej niegdyś przez siebie podług rysunku zmarłej przed nim córki, spoczywał na katafalku, pięknie zielenią umajonym, patryarcha wielkopolskiego społeczeństwa. Nie owinięto go rycerskim obyczajem w sztandar własnoręcznie na Moskalach zdobyty, nie przybrano w świetny mundur generalski, lecz w skromny, czarny surdut, w jakim chodził, odkąd oręż na lemiesz zamienił. Nie stało już towarzyszów broni, aby wodza na własnych wynieść barkach na karawan opodal kaplicy stojący. Młodzież więc tej się posługi podjęła, a przed kaplicą jeden z najdawniejszych uczniów generała, Dembiński, syn także generała, przemówił w imieniu tych wszystkich, których zmarły do pracy w roli ojczystej zaprawiał. Poczem ruszono do Rąbinia, a trumnę nieśli po kolei obywatele, młodzież, mieszczanie kościańscy, urzędnicy gospodarscy i włościanie wśród śpiewu: Kto się w opiekę poda Panu swemu. Za trumną postępował dawny towarzysz broni generała, Edward hr. Poniński, niosąc na poduszce legią honorową, medal ś. Heleny i krzyż polski virtuti militari. W Rąbiniu przemówił ks. dr. Wartenberg, składając hołd mężowi, który wiernie i wytrwale służył ojczyźnie to z bronią w ręku, to w bezorężnej walce pługa polskiego z podbojami pługa niemieckiego. Nazajutrz przedstawił ks. dr. Floryan Stablewski w świetnej mowie Zmarłego jako żołnierza, rolnika i chrześcianina. Przy spuszczaniu zwłok
Strona:Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T2.pdf/333
Wygląd