kosy, które, w roku 1846 przygotowane, wydobyto z ukrycia. Wtem zagrał katarynkarz „Jeszcze Polska nie zginęła”.
„W jednej chwili opróżniono środek placu gimnazyalnego, szeregi kosynierów, jakby halabardników, stanęły w czworobok, owe trzy amazonki zeskoczyły z koni, przyszpiliły do pasków powłoczyste brzegi sukien i przy pełnych ognia dźwiękach pieśni legionów rozpoczęły tańce na ramieniu chłopów. Czapki fruwały w górę, rozległy się okrzyki: Niech nam żyją! Każdy chciał parę razy wokoło „zawinąć” z jedną z tych tancerek — a one rade każdemu podawały ramię”.
„Patrzyłem wtedy na to wszystko — opowiada Niemiec Schwyttay — stojąc na uboczu jako młodziutki gimnazysta, ale i dziś sobie przypominam, żem oczu nie mógł oderwać od tych trzech panien, z których jedna piękniejsza była od drugiej: najstarsza jak rozkwitła róża w pełni blasku piękności, najmłodsza jak świeży pączek różanego kwiecia. O, gdybym tylko był w stanie dźwignąć kosę, poszedłbym był pewnie, choć Niemiec, w szeregi powstańców, aby tylko jedna z nich zechciała raz zemną tak zatańczyć, jak tańczyła z tymi chłopami. Takie były śliczne, a zwłaszcza ta najmłodsza”.[1]
W kilka tygodni później żołnierze pruscy oplwali te same panny, gdy biegły przez rynek do lazaretu, by pielęgnować rannych Polaków.[2]
W Grodzisku lud dnia 21 marca, przystroiwszy się w kokardy narodowe, zgromadził się licznie przed ratuszem. Wojciech Zakrzewicz przemówił do niego po polsku, dr. Mosse po niemiecku. Wołano: Niech żyje Polska! Zaraz też utworzyła się gwardya miejska, podzielona na cztery kompanie, nad któremi objęli dowództwo: komisarz sprawiedliwości Martini, komisarz sprawiedliwości Colomb, asesor sądowy Janecki i kapitan byłych wojsk polskich Stanisław Rybicki.[3]
W Kościanie odbyło się 27 marca uroczyste nabożeństwo żałobne za poległych w Berlinie w dniach 18 i 19 marca. Licznie zgromadzeni obywatele wiejscy i miejscy udali się z chorąg-