Ta strona została uwierzytelniona.
PRÓBY EPIKI
Gest
I
Dziesiątego września w pięćdziesiątym czwartym
Nie zastali mnie przyjaźni w domu.
To popołudnie spędzałem w Mourieras,
Rozrzucając brunatny nawóz widłami.
Nazywałem się wówczas Père Mazaud.
A moje pole żagwiło się rudo
Za opłotkami nieprzeludnionej wioski:
Znałem w niej wszystkich,
Od wisusa do starca.
Z rozkoszą chłonąłem włochatymi nozdrzami
Zapach przegniłych kawałków torfu,
Bryzę od południa, srebrogłowiem w wiatr wplątaną,
Kwaskowaty odór własnej koszuli.
(Życie miało twarz olbrzymią
I polubownie sekretną.)
Przy pierwszej gwieździe
O godzinie dwudziestej trzydzieści
Otrzepałem widły z małych bryłek gnoju
I trzpień narzędzia ułożyłem w kotlinie obok karku.