Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

. No grajmy, bo
ta kurwa! Kiedym ja chodził do roboty na nocną zmianę, żeby dla niej... to ta franca... ta...
No, ta.
Więc niech ją teraz szlag trafi!
Może już trafił.
Zupełnie mi już obojętne.
I nie tylko tę.
Gramy!
Ty zaczynasz.
Nic mnie ona już nie obchodzi. Ta...
Mnie też. Kto?
pomyśl, to ja dla niej jak wół a ona
Ty tak tu sobie o dziwie gdy w tej chwili
Więc niech ją szlag trafi!
Toś zaczął dwiema figurami naraz?
Co?
No, w porządku. — Nie znałem żadnej czarnej z blizną pod piersią czy łopatką.
Co?
Już w porządku, poprawiłeś ten ruch. — Choć nie jest pewne, bo któż by je oglądał tak szczegółowo ° ° °
Naprawdę ty...
E, nie myślę; myślenie mi już za bardzo dawało w dupę i nie dawało nic poza tym
naprawdę ty
więc sobie dałem spokój z myśleniem.
naprawdę ty
Zaciął się. Ej, ty, utknąłeś, rusz dalej, halo, do przodu, słyszysz? hop, hop, jesteśmy już z metr dalej, — w wydartych gumiakach, po gliniastym błocie ( ( (
Hop, hop ° ° ° ° Wolałbym we warcaby.
Do cholery, przecież gramy we warcaby.° ° °
Ale wolałbym° ° ° we warcaby.
Gramy we warcaby.
Wolałbym w szachy.
No to już. Ja też wolę w szachy. Ustawiaj swoje.

ty, czy ci się nie wydaje... bo w tym przed chwilą... tak zadygotało... zakołysało się... jakbyśmy...