Strona:Stanisław Ciesielczuk - Wieś pod księżycem.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

MALARZ NIEBA O WSCHODZIE


Stanisławowi Autuchiewiczowi

Na blado-lazurowem chłodnem nieba płótnie
Rozpuszcza, niewidzialny, z ukrytego pendzla
Karminowe rumieńce dowolnie, rozrzutnie —
I naświetla się niemi każda mgiełki frędzla.

Dodaje trochę złota, wszywa jego nici,
Fantastyczny ornament tworzy w krótką chwilę,
Wprawnie ciepłą purpurą ogromne tło syci
I nurza je, i kąpie w jasnym drżącym pyle.

Potem kolory łączy, miesza i zespala,
Rozgrzewa, miota całą ich gamę rozmyślnie,
Aż, mając stop kosztowny, mieniący się zdala,
Na to pyszne bogactwo pomysł słońca ciśnie!

Pejzaż drga życiem samem — jak ono się zmienia,
Tchnąc mądrością odwieczną, która jest bez zmiany...
Ach, najlepszą znasz sztukę, co nie ma imienia,
Ty, cudowny, genjalny malarzu nieznany!