Strona:Stanisław Ciesielczuk - Wieś pod księżycem.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

PIERWSZY ŚNIEG

Feliksowi Babińskiemu

Dnia widność zmierzch przedwcześnie splamił,
Chmur kopeć na gładziźnie szkła,
Zniewyraźniało nad polami,
I zgóry spływa rzadka mgła.

I jakby deszczu mak się sypał,
Drobnoziarnisty szary mak —
Drżą na widocznych z okna lipach
Strzępy zmarłego lata flag.

I oto nagle — czyż złudzenie?
Sfruwa z wysoka cały rój
Białych płateczków wprost na ziemię...
Cóż to takiego — Boże mój?!

Patrzcie-no, coraz gęściej prószy,
Pobiela drodze garby grud —
Hej, dziwnie prosto jest mi w duszy,
Spoglądam z okna niby w cud — —

Wzruszenie drżeniem mnie przenika,
Śmieję się, nie wiem czemu, rad — —
Wszak dziś piętnasty października,
Tak wcześnie, myślę, a już spadł...