Strona:Stanisław Ciesielczuk - Głazy i struny.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

RZEŹBA


Spokój stalowy, co burzy potwora okiełznał dzikiego,
Walczące milczenie, co parzy ostro zbielałem żelazem,
W młot twardy, niemiłosierny, w zacięte dłuto się zbiegną,
W drapieżne jasne skupienie, posłuszne niemym nakazom.

Dłoń z duszy narzędziem wyrasta na linji wolą napiętej.
Podstępny szept, jak pokusa, łasi się: dość już... Nadarmo!
Jest ciągła uparta walka, niezmordowany tętent:
Niech odłamkami martwoty sarka oporny marmur.

Z kamieniem gada się kuciem zajadłem, niby z wrogiem,
Cios każdy — strzał nieomylny, co bezforemność rozwala.
Zamknięty w chwili, jak w kuli, dni niezliczonych ogień
W ciśnieniu tysiąca atmosfer niech krwią swą w marmur się wpala.

Gdy z bryły kształt się wyłuska, jak ze snu poranek rzeźwy,
Z kształtem pierwszego zamysłu na jednej ważąc się równi —
To jeszcze nie to! Trzeba dalej z potężnym spokojem rzeźbić,
Aż kamień usta otworzy, aż kamień nagłos przemówi.