Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wpatrujący się w twarz hrabiego, zaryczał nieswoim głosem.
— Mam cię łajdaku! Mam! Oddawaj moje sześćdziesiąt uncji! Po czym, zwrócił się do tłumu — „Słuchajcie, to nie żaden hrabia Cagliostro to Józef Balsamo, oszust, który wyciągnął mi sześćdziesiąt uncji w Palermo.
Scena poczynała przybierać obrót niebezpieczny. Słychać było pomruki. Lecz sam bohater nie stracił na chwilę zimnej krwi. Siedział, jakby te słowa nie do niego były skierowane. I słusznie. Bo zamiast niego, głos niewidzialny zagrzmiał z niebios.
— Zabierzcie szaleńca, ogarniętego przez złego ducha!
Wielu padło na kolana, wołając, iż stał się cud. Policja pochwyciła nieszczęsnego starca, sądząc, że istotnie ma z szaleńcem do czynienia a sam triumfalny wjazd zakończył się przez przeszkód, uczyniwszy tym silniejsze wrażenie. Starcem był oczywiście nasz stary przyjaciel Marano, który ujrzawszy ex Balsama nie mógł powstrzymać swych uczuć.
Lecz Cagliostro czuł, że aby podbić wszystkich, należy uczynić jeszcze coś niezwykłego.
Pochód zatrzymuje się przed wielką salą, w której zebrani byli liczni chorzy z różnych części miasta. Wprawdzie agenci, którzy ich sprowadzili, dostarczyli tylko lżej chorych, ciężsi otrzymywali pieniężne wsparcie i winni byli w domu oczekiwać przybycia lekarza cudotwórcy. Współcześni świadczą, iż wszyscy chorzy, zebrani w sali, zostali uleczeni przez maga: jedni wprost przy pomocy dotknięcia, inni lekarstwem uniwersalnym Cagliostra. Złośliwi twierdzili, że wielu było takich, którzy oznajmili o swym wyzdrowieniu, dzięki tajemnie wręczonym pieniądzom... Sic!... Jak tam było — mniejsza, ale Cagliostro uleczył wszystkich i wyszedł z sali śród gromkich okrzyków wdzięczności zebranych. Cały tłum towarzyszył mu w drodze do wynajętego domu.