Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się nad nim, krwawiąc lancetem w poszukiwaniu stygmatów diabelskich. Później wydano go w niezawodne ręce mnichów — brata Laktancjusza i brata Tranquille. Z ich badania wyszedł Grandier ze zmiażdżonymi nogami. Lecz ani jedno słówko przyznania, ani słówko skargi nie wyrwało się z ust ofiary. Od czasu do czasu powtarzał: „Skróćcie me katusze! Nie doprowadzajcie duszy do rozpaczy! Wy ojcowie? wy... i nie macie litości!“
W czasie tortur, zadawanych męczennikowi — mniszki, jakgdyby przyszły do przytomności. Poczęły cofać zeznania, rozpaczać, że zgubiły niewinnego. Lecz było zbyt późno... a Laubardemont zbyt zaangażowany... Oświadczył krótko: „Diabeł jeszcze je trzyma w swej mocy i pragnie ratować wspólnika“ („Les diables de Loudun“).
Wyrok na Urbanie Grandier wykonano dnia 18 sierpnia 1634 r. Spalono go żywcem. Gdy zsadzano ofiarę z wózka, mając nogi zmiażdżone, padł twarzą na bruk. Podniósł Urbana jeden z obecnych.
— Jeszcze są ludzie miłosierni na świecie! — zawołał męczennik z oczami pełnymi łez.
Później przywiązano nieszczęsnego proboszcza do słupa i buchnął ogień płomieni. Podobno, w ostatniej chwili kat przyłożył mu krucyfiks do ust, by nie mógł przemówić i rozczulić tłumów...
Ohydne!
Lecz istnieje jakaś sprawiedliwość na świecie, wymierzająca karę poza „sprawiedliwością człowieka!“
W parę dni później ogarnia obłęd ojca Laktancjusza. Umiera prześladowany strasznymi wizjami. Za nim w ślad idzie drugi egzorcysta — ojciec Tranquille. Po nich, z kolei — chirurg Manouri — kat Urbana. Widzi wszędzie okrwawioną ofiarę i krzyczy, że Grandier przyszedł go udusić.
Kończy żywot wśród nieopisanych mąk.
Pozostaje jeszcze Laubardemont. I ten nie uchodzi