Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A co, nie poznajesz mnie wasz mość? Długo nosił wilczek, teraz poniosą wilczka.
Twardowski aż spotniał od wielkiego strachu: to już nie przelewki. Widząc ostatnią godzinę życia, a w wieczności piekło, nie traci jednak głowy, porywa na ręce niemowlę i nim się zasłania. Diabeł, jak oparzony odskoczył, bo ne miał prawa do tylko co ochrzczonej dzieciny; usunął się ku drzwiom i rzekł pokornie: Jesteś waszeć dobry, szlachetny, czysty karmazyn, zatem werbum nobile debet esse stabile.
Twardowski po tej przemowie widział, że już nie ma dla niego ratunku, bo nie mógł złamać szlacheckiego słowa. Włożył więc w kołyskę dziecię a diabeł porwał go wpół, uniósł i wraz wylecieli kominem w górę.
Zawrzało radośnie stado wron, kruków i kawek, przeciągłym kwileniem ozwał się puhacz z dymnika, a diabeł unosi coraz wyżej w powietrze.
Twardowski nie stracił ducha. Spojrzy na dół, widzi jeszcze ziemię ojczystą, ale tak wysoko podleciał, że wsie wydały mu się, jak małe komary, miasta jakby muchy, a sam Kraków, by dwa pajki razem. Żal mu okrutny ścisnął serce, kiedy przypomniał sobie, że przychodzi mu pożegnać na wieki wieków wszystko co polubił i ukochał; z wysokości więc, gdzie ani sęp, ani orzeł karpacki nigdy nie doleciał, chciał się przeżegnać — ale diabeł trzymał go w objęciach jak w żelaznych kleszczach; chciał pacież mówić — ale go zapomniał. Wtedy wzniósł zapłakane oczy w niebo i zaraz przypomniał sobie pieśń pobożną. Była to jedna z kantyczek, którą dawniej w dniach młodości ułożył na cześć Najświętszej Marii i śpiewał co rano i wieczór, zanim diabłu duszę zaprzedał.
Dobywa więc ze zmordowanej piersi drżącego głosu i zanucił pieśń pobożną. Głos jego z początku słaby nabiera mocy i potęgi brzmi niezwykłą siłą; choć nie bije w niebiosy, spada jak rosa na ziemię.