Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cej martwiła... Tak, jutro... A nazajutrz nie zastałam go w numerze... Tylko w parę godzin później dowiedziałam się z gazet, że go zabili tam pod Warszawą...
— Okropne! — jęknęła Lola. — I ty o tem nie opowiedziałaś władzom? Czemu?
— Naco miałam gadać? Żeby mnie się czepili i wpakowali do sprawy? Oni nawet nie przypuszczają, że tak blisko żyłam z Kirstem... I co ja wiem? Ruda kobieta, pogróżki, nazwał ją dyrektorową...
Powtórnie zapadło ciężkie milczenie.
Lecz jeśli panna Irma lekceważyła swe informacje, Den uważał, że są aż nazbyt cenne dla niego i że nie wolno mu przepuścić niezwykłej gratki. Pojmował naturalny wstręt podobnych istot do policji, obawę, iż nie tylko nie uwierzą w ich słowa, ale kto wie, jeszcze zechcą podejrzewać. On, jako detektyw prywatny, łatwiej budził zaufanie. To też nie namyślając się chwili, poderwał się od swego stolika i szybko podszedł do młodych osóbek.
Obrzuciły go zdumionemi spojrzeniami.
— Pan właściwie?... — wycedziła Irma, mierząc intruza zimno od stóp do głowy. — Pan się myli... My nie zawieramy znajomości...
Lecz Den, niezrażony tem powitaniem, przysunął sobie krzesełko.
— Tu nie o zwykłe zawarcie znajomości chodzi! — wyrzekł cicho, lecz stanowczo. — Niechcący podsłuchałem rozmowę pań...

— Pan śmiał?

93