Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podczas kiedy panna Lola zadawała to zapytanie, Den aż uniósł się na swem miejscu. Ponownie natykał się na osobę pani Kińskiej, teraz jednak informacje otrzymywał ściślejsze.
— Od pewnego czasu zauważyłam — opowiadała Irma — że włóczy się do niego kobieta w żałobie o czerwonych, jak miedź włosach... Zaczęłam być zazdrosna, coś o niej przygadałam Kirstowi... A ten, jak na mnie nie krzyknie — przestań śledzić, bo cię całkiem przegonię!... Tom się bała i siedziałam cicho! Ale raz ci przychodzę — pamiętam akurat w przeddzień śmierci Kirsta — a ta małpa wędruje z jego numeru na dół po schodach... Welon miała na twarzy, lecz zdążyłam się przyjrzeć i poznałabym ją nawet w piekle... Rude kudły, blada twarz, zielone ślepia... Morda zła, wredna... Zatrzęsło się we mnie wszystko, ale jakby nigdy nic pukam do Kirsta... Sam mi naznaczył tę godzinę, musiała baba złapać go niespodzianie... A Kirst lata blady, niby warjat po pokoju, oczy nieprzytomne, gada sam do siebie... Słyszę najwyraźniej, jak mruczy... Ta kobieta chce mojej śmierci... Czuję, że przez nią zginę... Przekleństwo! Czyż nie uda mi się z jej łap uwolnić... Piękna dyrektorowa!... Więc jutro...
— To mówił?

— Najwyraźniej! Przypadam, ściskam, całuję, błagam, proszę, żeby mi coś z tego wyjaśnił... A on się już opanował i kręci swoim zwyczajem... Głupstwo, Irmo! Łatwo mnie nie przestraszą... Ja miałbym się lękać kobiety? Tam do djabła... Uspokój się moja mała Irmo... Jutro skończę wszystko... i nie będziesz się wię-

92