Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ktoś chciał go dusić... Takie same jak u panny Wandy Podbereskiej... Dalej ów znak wypalony, rzekłbyś szatańskiem kopytem...
— Najwyraźniej go widziałem... Głęboki odcisk kopyta czy też łapy potwornego zwierza... Przekonać się łatwo... Zdobi on, po dziś dzień, podłogę djabelskiej komnaty...
— Szkoda, że nie sfotografowaliście odcisku!
— Niestety, nie miałem aparatu..
— I twierdzi pan stanowczo, iż przed tragicznym seansem przedsięwzięto wszelkie możliwe środki kontroli?
— Sam posypałem podłogę talkiem! Sam poprzeciągałem druty! Żadna żywa istota ludzka nie mogła pomiędzy niemi swobodnie lawirować...
— Hm... hm...
Turło znów w zamyśleniu jął gładzić krótką bródkę. Powiódł wzrokiem po licznych fotografjach z seansów, zdobiących ściany gabinetu. Przedstawiały one „widma” i „duchy” w najprzeróżniejszych pozach, które udało się w czasie eksperymentów medjumicznych pochwycić. Między innemi wisiała odbitka, wyobrażająca młodą kobietę, w transie, z przymkniętemi oczami, którą straszliwa dłoń, o kościstych, kurczowo zaciśniętych palcach, dławiła za gardło.
— Hm... — powtórzył. — Możliwe są podobne fakty... Możliwe, choć nie w równie silnym stopniu...
— Możliwe?

— Oczywiście! — wskazał na niesamowity obrazek. — Proszę spojrzeć! Jest to fotografja uczyniona

79