Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rek, — przeproszę państwa i pierwszy powstanę... Pragnąłbym udać się na górę.
— Idę z tobą! — zawołał Podbereski. — Panie nam wybaczą, a stryj im dotrzyma w czasie naszej nieobecności towarzystwa!
— A nie każcie zadługo czekać! — pobiegła w ślad za oddalającemi się uwaga panny Wandy.
Gdy znaleźli się na górze, Fred zapytał detektywa:
— Co zamierzasz?
— Zamierzam — odparł Den, wyjmując jakieś paczki z walizki — przygotować się należycie na przyjęcie ducha.
— Znalazłeś sposób?
— Tak! Przedewszystkiem pousuwamy zbyteczne meble, aby mu dać możność tem swobodniejszych harców. Później posypiemy podłogę talkiem i poprzeciągamy druciki... To nas przekona, czy widmo w rzeczy samej nie posiada żadnych cech ludzkich i swobodnie pomiędzy drutami może krążyć...
— Więc nadal powątpiewasz?
— Moim obowiązkiem jest wątpić!
Złożywszy powyższe znamienne oświadczenie, Den otworzył dotychczas zamknięte drzwi „djabelskiej komnaty” i jął uskuteczniać swój plan. Szybko wynosił meble lub popychał je ku ścianom, starając się uczynić środek pokoju całkowicie pustym.
— Zawołać do pomocy Mateusza? — zagadnął Podbereski, który gorliwie pomagał przyjacielowi w pracy.

— Nie wołaj! Zbyteczne!

48