Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

celu starał się zepchnąć nieokreślone podejrzenia na panią Kińską? Bo, odwołany przez pana Karola nie pojawił się więcej w pokoju detektywa i Den, mimo dyskretnych poszukiwań nigdzie go nie mógł znaleźć. Ujrzał dopiero, — gdy zasiedli do stołu i Mateusz musiał spełniać swe obowiązki. Dziwne? Zresztą, cóż ma wspólnego pani Kińska ze „straszącym duchem” — a o wiadomości o zjawie wszak detektywowi najwięcej chodziło.
Oj, ten Mateusz! Czy nie jest on, przypadkiem w bliższych stosunkach z „djabelskim gościem” i więcej wie, niźli chce powiedzieć, a rzekome rewelacje mają to tylko na celu, aby zdobyć zaufanie Dena i móc go śledzić bez przeszkód. Dlaczegóż przybył w cichych, filcowych pantoflach właśnie w chwili, gdy szykował pewne „przyrządy”, mogące zdemaskować pochodzenie złośliwego widma? Należy mieć starego dobrze na oku, a przy pierwszej sposobności porządnie przyprzeć go do muru. Co zaś pięknej pani Kińskiej się tyczy...
— Czemu pan zamilkł?

Den drgnął. To urocza sąsiadka, snać uderzona jego milczeniem, zadała niespodziewane zapytanie. Istotnie, przedtem daleko był rozmowniejszy, przyjmując udział w ogólnej rozmowie, która przy stole toczyła się wesoło. Wszyscy, jakby unikając denerwującego tematu, rozprawiali o rzeczach obojętnych, wypytując raz jeszcze Dena o warszawskie nowinki lub rzucając wesołe żarty, w czem wodziła rej pani Kińska wraz z panną Wandą. Nawet, zazwyczaj poważny i zasępiony, stryj Karol rozchmurzył się, może pod wpływem

45