Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło-różowej cerze, musiała od pierwszego spojrzenia na każdym uczynić wrażenie. Lecz...
Czy był to skutek sugestji, wywołanej przerwanem wyznaniem starego, czy też wpływ niektórych szczegółów urody pięknej pani, mimo całego czaru, jaki bił od sąsiadki, spozierał na nią z pewną nieufnością. Te złoto-rudawe włosy, wpadające prawie w miedziany kolor, te przepastne szaro-zielone oczy, w których od czasu do czasu grały dziwnie błyski — nito figlarne, nito drapieżne. Błyski, jakie zauważyć tylko można we wzroku kobiety, świadomej swej urody i świadomej swej władzy nad mężczyznami.
— Wampirzyca!... — z irońją w duchu zauważył. Niewiasta, stworzona na utrapienie rodu męskiego.
Ale poza tem, na niczem nie opartem spostrzeżeniem, inna myśl, daleko uporczywsza, gnębiła detektywa. Nie wiedzieć czemu, wydawało mu się, że panią Kińską spotkał już w swem życiu, w innych okolicznościach i że wtedy wyglądała ona inaczej.
— Skąd ja ją zmam? Czyżbym się mylił?... Pamięć zawodzi mnie rzadko...
Choć z całej mocy natężał pamięć, żadne nie nasuwało się wspomnienie. A jednak...

Och, ileż dałby zato, aby wybadać Mateusza. Aczkolwiek służący znajdował się obecnie o parę kroków, zmieniając talerze i ustawiając filiżanki do czarnej kawy, przedsięwzięcie to było niemożliwe. Den czuł, jak ogarnia go złość. Stary filut! Co miało oznaczać całe jego postępowanie? Niedomówienia, półsłówka... Czyżby Mateusz kręcił? Czyżby, w jemu tylko wiadomym

44