Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

telczyn starego węgrzyna, które jeszcze ocalały, a później zrobimy czaty na czarta... Ciekawe, czy się pokaże, przy większej ilości osób... Oto projekt, o jakim ci niedawno wspominałem...
— Ach, tak.... — mruknął Den. — Obawiam się tylko...
Nie dodał, że jest może lekkomyślnością narażać kobiety na niebezpieczeństwo. Bo zjawa, jeśli przybywa, nie lubi żartować. Choć z drugiej strony...
— Najmilszy, panie Den! — zawołała nagle panna Wanda, widząc jego minę. — Wiem czego pan się lęka? Że nie wytrzymają nasze nerwy? Co do pani Kińskiej, nie mam pojęcia, jak się zachowa, za siebie ręczę! Wprawdzie spoczęły na mojej szyi te ohydne palce, — lekki cień przestrachu przemknął po twarzyszce panny i spotkanie z duchem przypłaciłam chorobą, lecz w pańskiem towarzystwie chętnie zetknę się z nim powtórnie... Nie odmówi mi pan, prawda?
Detektyw z podziwem podniósł oczy na dzielną dziewczynę. Podobna odwaga rzadko spotyka się u niewiast. Po straszliwej przygodzie, powtórnie poszukiwać przygody! Zresztą, nie on tu decydował.
— Czyż mogę odmówić? Jeśli Fred się zgadza. Podbereski dał mu znak oczami, jakby nadmieniając, że później wszystko wyjaśni.
Tymczasem pan Karol zauważył.

— Dziwi pana, nasza Wandeczka! Cóż, panna kresowa! A trzeba dodać — wskazał ręką na duży portret pięknej, o energicznych rysach twarzy, kobiety w staropolskim kontusiku, wiszący na ścianie, że matka Wan-

31