Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zaspał panoczek... Znowu nieczysty spać nie dał... Tfu! jego przeklętego! Toć sam ja ledwie żywy uszedł!.... A prosili my, żeby wielmożny panoczek na parterze się ostał...
Detektyw postanowił skorzystać ze sposobności, zadając parę zapytań.
— Słuchajcie Mateuszu! A przedtem nigdy u was nie straszyło.
Stary żachnął się z oburzeniem.
— Nigdy! Zawsze było cicho! Ja w tym zamku blisko siedemdziesiąt lat żyję! Tu się ja urodził... Panicza, niby pana Alfreda, na ręku nosił... i panienkę. Nigdy nieczysty się nie objawiał! Dopiero od miesiąca! A prosto na człowieka czort nastaje!... Najstarszy pan, stryj panicza, tłomaczy, że to kara Boska. W jakichś książkach wyczytał. Tylko ja...
Mateusz urwał z zafrasowaną miną i znacząco podrapał się po głowie. Ten ruch nie uszedł uwagi detektywa.
— Co i wy?.... — zapytał.
— Jaby panoczku coś powiedział! — nagle zbliżając się do Dena wyszeptał stary: — Tylko... Panoczek naprawdę naczelnik policyjny z Warszawy?
— Prawie naczelnik! — odparł ubawiony i bardziej jeszcze zaciekawiony.
— I przyjaciel naszego panicza?
— Oczywiście...
Mateusz chrząknął, poczem wymówił z namysłem.

— Hm... A panoczek nie powtórzy paniczowi? Bo to musi być sekret! Sprawa ważna, nie żarty...

26