Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Podbereski spał twardo. Musiał detektyw doń podbiec i potrząsnąć za ramię i parokrotnie, zanim się obudził.
— Słuchaj.. Zaczyna się... Chwytaj za broń....
Pod wpływem słów detektywa, Fred oprzytomniał natychmiast. Błyskawicznie porwał się z posłania i pochwyciwszy browning oraz lampki pośpieszył w ślad za Denem do pierwszego pokoju.
— Tam...
Tymczasem kroki za drzwiami zatrzymały się. Rzekłbyś, ten, który za niemi się czaił, przestępował teraz z nogi na nogę w niepewności, co dalej ma czynić, a jednocześnie szukał klamki, bo wzdłuż drzwi biegło, jakby lekkie, po omacku, pociąganie palcami.
— Pragnie wejść? Już ja mu dopomogę! Fred.... uwaga...
Obaj, jeno w koszulach, a ściskając mocno rewolwery i lampki w rękach, skradali się na palcach ku zamkniętym drzwiom, na spotkanie tajemniczego przybysza.
Tylko przekręcić klucz w zamku mocno szarpnąć, a później rychło się okaże, jak wygląda zjawa w potokach elektrycznego światła.
Den dotykał klucza....
Lecz zanim zdążył go poruszyć — raptem zamknięte drzwi rozwarły się same.
Same! Ujrzał przed sobą czarną ciemnię pokoju i wionął nań lodowaty powiew.

Chciał coś zawołać i nie mógł. Bo w tejże samej chwili zabłysły tuż przed nim dwa światła żółto-zielone,

20