Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciężkich łańcuchów... Wypadła ze światłem na korytarz, nie spostrzegła nikogo, tylko w tejże chwili wraz z nią wyjrzał i stryj Karol... I jego obudziły niesamowite hałasy... Więc nie halucynacja!
— Hm... — mruknął detektyw, pocierając ręką po czole. — Dziwne...

— Prawda? Ale to dopiero początek! Wnet ci włosy staną dęba na głowie! Podobno, jestem odważny lecz... Słuchaj dalej... Wanda nie bardzo jeszcze przejęła się tym wypadkiem, żartując nazajutrz, że ulegli wraz ze stryjem nerwom, lub, że stryj chciał ją nastraszyć i sam czemś włóczył po korytarzu... Śpi tedy drugą noc. Nagle zostajemy obudzeni przeraźliwym krzykiem. Biegnę wraz ze służącym, starym Mateuszem, na górę i widzę, że do przeklętego pokoju przed nami również spieszy stryj Karol, blady i drżący... Wpadamy. Wanda leży na łóżku zemdlona i udało się nam ją docucić z wielkim trudem... Długo bełkotała słowa bez związku, wodząc po nas błędnym wzrokiem i wskazując na swoją szyję, na której widniały jakieś znaki. Wreszcie, gdyśmy ją znieśli na dół i zajaśniały pierwsze blaski słonecznego poranka, jęła nieco się uspakajać. Jej przygoda jest nie do wiary! Otóż leżąc w łóżku, rozbudzona w oczekiwaniu, czy nie powtórzą się wczorajsze hałasy, doznała nagle dziwnego wrażenia, że nie znajduje się sama w pokoju. Zrywa się, tedy, z posłania z browningiem w ręku i nic podejrzanego wyśledzić nie może. Ale nagle bez wszelkiej przyczyny, bo okna były zamknięte, gasną dwie świece, znajdujące się przed nią na nocnym stoliku i czuje silny lodowaty powiew,

12