Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powoli Irma, zachęcona przez przyjaciółkę. — Słyszał pan wszystko, to i wie... Nic nie dołożę, ale i nic nie cofnę...
Tylko o to detektywowi chodziło.
— Właśnie! — zawołał żywo. — Właśnie... Pragnę tylko, aby pani na parę zapytań dała raz jeszcze odpowiedź...
— A nie będą mnie ciągać po urzędach?
— Nie... Dla mojej własnej wiadomości...
— Więc dobrze...
Detektyw wyjął notatnik, coś w nim napisał, poczem zagadnął.
— Twierdzi pani stanowczo, że Kirst w przeddzień śmierci był wysoce zdenerwowany z powodu pogróżek?
— Tak!
— I że te pogróżki padły zapewne z ust rudowłosej kobiety, która go odwiedziła?
— Tak!
— Mówił... „ta kobieta chce mojej śmierci”?
— Mówił najwyraźniej!
— Nazywał nieznajomą dyrektorową?
— Raz ją tak nazwał...
Den znów coś szybko napisał, poczem wymówił twardo, patrząc Irmie prosto w oczy.
— A poznałaby pani tę rudowłosą osobę, gdyby ją pani pokazano?

— Ja nie miałabym jej poznać? — wyrwał się gwałtowny okrzyk oburzenia. — Wciąż przed sobą widzę!... Och, dajcie mi ją... Z jakim gustem zatopiła-

95