Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wa, lecz cała jej postać, zda się, powtarzała pytanie męża. Mucjusz położył skrzypce na stole i potrząsnąwszy zlekka włosami, odparł uprzejmie:
— Ta melodja... słyszałem ją raz na wyspie Cejlon... słynie ona tam, śród ludu, jako pieśń... szczęśliwej, zwycięskiej miłości...
— Powtórz ją! — wyszeptał Fabjusz.
— Nie, powtarzać nie można — odparł Mucjusz — pozatem późno już! Signora Walerja winna odpocząć... i ja jestem zmęczony...
A gdy na pożegnanie wyciągnęła rękę Walerja, Mucjusz który przez cały dzień zachowywał się bez zarzutu, uścisnął dłoń jej niezwykle silnie a w oczy zajrzał tak natarczywie, że mimo iż natychmiast opuściła powieki, wciąż czuła potęgę jego wzroku. Zdziwiona, wprawdzie nie rzekła nic — tylko wyrwała, dłoń lecz gdy się oddalił — długo spozierała na drzwi, któremi wyszedł wspominając jakto przed laty stale patrzyła na niego z obawą... a teraz nie wie, jak sobie ma tłomaczyć jego zachowanie...

IV.

Całą noc niemal Walerja nie mogła zmrużyć oka. Wciąż w uszach brzmiała dziwna melodja a kiedy wreszcie popadła w półsen, śniło jej się. że jest w niezwykłej komnacie, pełnej tajemniczych sprzętów, że nagle naprzeciw, z za kotary wychodzi Mucjusz i chwyta ją w swoje ramiona...
Z krzykiem obudziła się z tego koszmaru, — spostrzegła, że i mąż jej nie śpi... Nadsłuchi-

57