Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szybko wyciągnęła z woreczka blankiety, zgóry przygotowane.
— Masz — rzekła. — Podpisz, — żebyśmy nie wracały do tego samego tematu! Wolę, żebyś to zrobiła teraz — kuła żelazo póki gorące — niż gdy wpadnę do ciebie o piątej. A weksle razem popołudniu doręczymy mistrzowi.
— Na jaką to sumę? — jeszcze zapytała Mura, gdy szły razem w kierunku biurka.
— Blankiety wynoszą kilkadziesiąt tysięcy! Ale to znaczenia żadnego niema! Ot, podpiszesz in blanco...
Murę nieco speszyła ta „kombinacja”. Nie podejrzewała jednak żadnego podstępu. Wczoraj składała podobną deklarację, a Lesicka twierdziła, że wszystkie kandydatki, wstępując, czyniły w ten sposób.
Choć bez wielkiego zapału usiadła za biało lakierowanem biureczkiem i na szeregu blankietów, niemal wodzona za rękę przez Lesicką, położyła swój podpis.
— Dobrze, teraz? — zapytała — Zadowolony będzie mistrz?
— O, najzupełniej! — odparła, tym razem szczerze Lesicka, chowając zobowiązania wartości pięćdziesięciu tysięcy złotych, do woreczka.
Incydent ten jednak nie ostudził zapału Mury... Ucałowała na pożegnanie „przyjaciółkę” serdecznie, a jej niedawne skrupuły, wydały się jej po chwili, wprost dziecinne. Ot, taka sobie formalność...
To też, kiedy Lesicka, zadowolona opuściła mieszkanie, Mura rychło zapomniała o wekslach.
Inne, zaprzątały jej główkę myśli.
Kunar Thava, wczoraj zwrócił na nią uwagę. Ten sam, o którym opowiadają takie cuda, a który jest taki

56