Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ga młode kobiety, żeby je zgubić... Cóż na to wszystko mówi policja?
— Policja — odrzekł Różyc — nic chwilowo nie może powiedzieć, bo urządza się on tak niezwykle sprytnie, że przeciw niemu nie napływają żadne skargi. Oficjalnie jest tylko wróżbitą, jasnowidzem.. Istnienia tajemnego związku nikt mu nie udowodni! Śmierci młodych kobiet? Przekonany jestem, że to jego sprawka i że zmusił on je w ten czy w inny sposób do samobójstwa, bo czemuż wszystkie miały na twarzach, ten zastygły wyraz grozy? Ale, bardzo proszę.. O ile chcesz się narazić na zarzut fałszywego oskarżenia, idź i opowiedz, że to zrobił pan Wryński...
— Musi być na tego łotra jednak jakaś rada — wołał coraz bardziej podniecony Grodecki. — Może...
Różyc, nagle lekko zbladł i pochwycił go za ramię:
— Mów ciszej! — szepnął. — On wszystko słyszy!
Grodecki spojrzał ze zdumieniem na przyjaciela. Sądził, że zwarjował.
— Wszystko słyszy... — powtórzył Różyc, pochylając się w kierunku Grodeckiego. — Wie, że toczę z nim walkę... Wyczuwam jakąś podejrzaną obecność w pokoju...
Zamilkł. Milczał i Grodecki nie wiedząc, co o tem sądzić, a w gabinecie zapanowało pełne oczekiwania skupienie.
Raptem Różyc zerwał się ze swego miejsca i wykonał w powietrzu kilka nieokreślonych ruchów dłonią. W tejże chwili wydało się Grodeckiemu, że w głębi gabinetu, gdzie było prawie ciemno, na tle półek z książkami, przemknął jakiś cień.

48