Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choć w rzeczy samej samochód pospiesznie podążał do jednej z willi, opustoszałej w zimowej porze, letniskowej miejscowości pod Warszawą — Konstancina.


ROZDZIAŁ II.
Wtajemniczenie.

Wreszcie, auto przystanęło przed jakimś niepozornym domkiem. Ale i teraz towarzyszka nie zdjęła Murze przepaski, zasłaniającej jej oczy. Podała tylko rękę i dopomógłszy wysiąść z samochodu, powiodła jakąś dróżką, gdzie śnieg skrzypiał pod nogami. Później schodki. Potem korytarze i znowu schodki. Wiele stopni, prowadzących na dół. Lekki błysk światła i gdzieś w pobliżu rozwarły się drzwi.
— Jesteśmy! — wyrzekła Lesicka i jedwabna chustka spadła z czoła Mury.
Rozejrzała się z zaciekawieniem, które wnet zmieniło rozczarowanie. Pokoik, do którego ją wprowadziła przyjaciółka był małą, skąpo oświetloną, prawie bez mebli izdebką. Stał tam niewielki stół, obok dwa krzesła. Na jednem z nich leżały czarne jedwabne płaszcze, zaś na stole Mura spostrzegła dwie maski.
— Izba pokutna! — objaśniła ją Lesicka. — Tu oczekuje kandydat, zanim go zawezwą, do świątyni! Narzuć płaszcz, a ja ci założę maskę!
Mura wciągnęła pokornie ten karnawałowy strój, tyle w obecnej chwili symboliczny. Toż samo uczyniła i jej

20