Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wać zlecenia służącej. — Ja, teraz odejdę, ale za kilka godzin powrócę!
Jak oszalały, wybiegł z saloniku. Spieszył do Grodeckiego. Jeśli nawet Lesicka odebrała sobie życie, jeśli nawet jej list, zawierający szczerą spowiedź a obciążający Wryńskiego został skradziony, posiadał tyle informacji, że mógł uratować Murę.


ROZDZIAŁ X.
Murze poczynają się otwierać oczy.

O dziewiątej rano Grodecki wraz z Różycem dzwonili do mieszkania Rostafińskich. Mura jeszcze znajdowała się w łóżku, a choć służąca starała się ich odprawić, prawie siłą wtargnęli do wewnątrz.
— Cóż to za zwyczaje? — wyrzekła z jawnem niezadowoleniem, ledwie skinąwszy na powitanie głową. — Wdzierać się przemocą do cudzego domu?
— Inaczej, nie zobaczyłbym cię — poważnie odparł Grodecki, — gdyż stale udajesz nieobecną! A sprowadza nas nader ważna sprawa.
— Nowe plotki.
— Lesicka umarła! — rzucił krótko.
— Lesicka umarła? — powtórzyła blednąc i wprost nie wierząc własnym uszom. — Ależ, widziałyśmy się wczoraj... Czuła się jaknajzdrowsza.

Pod wpływem nieoczekiwanej wieści, nie zdziwiła się nawet, że Grodecki przynosił jej tę wiadomość, choć zdawało się, nie znał Liny. Powtórzyła, raz jeszcze, rzekłbyś z niedowierzaniem.

115