Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale, Sara miała głowę zaprzątniętą czem innem.
— Dobrze.. dobrze.. — szepnęła. — Lecz, nie mogę otrząsnąć się z wrażenia. Przez sekundę, sądziłam, że skonam ze strachu. Te oczy.. Nie dziwię się, że inni z lęku umierali, kiedy przybywał.. Toć gdyby zechciał, starłby nas, mimo magicznego koła, na proch... Wyraźnie czułam dotknięcie szponów na mojej szyji...
Spojrzał na miejsce, na które wskazywała palcem. Widniał tam, wyraźny czerwony znak.
— I ten odcisk kopyta! — mruknął.
Nagle Sara, wciąż pozostając w ramionach Wryńskiego, wyprężyła się gwałtownie.
— Okropne to — zawołała jakimś nieswoim głosem. — Okropne, ale jakżeż podnieca! Dałeś mi takie emocje, jakich mi nie dał nikt! Nie żałuję, żem porzuciła dla ciebie męża i rodzinę. Stary jesteś podobno, lecz ja wciąż widzę w tobie młodzika! Pójdź, ja cię pożądam...
Pochylił się nad półnagą kobietą i żarłocznie wpił się w jej rozchylone usta...
— W hołdzie, szatanowi!... — mruknął.


ROZDZIAŁ IX.
Umarli nie świadczą przeciw żywym.

Nazajutrz, już o siódmej rano, do mieszkania Lesickiej zastukała jakaś pani. Wysoka, smukła, o zielonych oczach. Ubrana skromnie, lecz wytwornie. Z pod małego toczka, wysuwały się pukle miedziano złotych włosów.

— Przybywam w imieniu pana Różyca! — oświad-

112