Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stości... Odwiedziła go, pragnąc odebrać pozostawioną przezemnie walizkę i wtedy został jej kochankiem
— Przecież...
— Chcesz powiedzieć, ojcze, że torebki zostały zamienione w cukierni? Nieprawda! Musiała cię w taki sposób okłamać, aby nie wzbudzić twej zazdrości... Od tej pory czuły związek trwa. Gruchają, niczem zakochane gołąbki... Obecnie Vera umyślnie zwodzi, odkłada termin ślubu, wcale nie zamierzając wyjść zamąż, gdyż chcą jaknajwięcej wyciągnąć od ciebie pieniędzy, a później uciec...
— A... a... — wydarł się stłumiony jęk z gardła Stratyńskiego, a ręką schwycił się za serce, rzekłbyś prosto tam otrzymał cios.
Postarał się jednak opanować. A jeśli to są nowe insynuacje? Jeśli dziewczyna znów rzuca na niczem nie oparte podejrzenia, pragnąc zohydzić „narzeczoną“?
— Dowody? — zawołał gwałtownie. — Bo o ile...
Nie straciła rezonu.
— Od początku — odparła. — zaznaczałam, ojcze, że przyniosłam dowody, aby cię przekonać... Czyż ośmieliłabym się inaczej... Pragnę, ostatecznie, otworzyć ci oczy... Uchronić od kobiety złej i podstępnej...
— Więc...
— O Otockim przekonać się możesz bardzo łatwo, gdy nieco poobserwujesz Verę, szczególniej, co robi nocami... Zbyteczne jednak będzie w tym wypadku śledzenie! Znane mi są i inne jej sprawki...
— Jakie?

— Otocki nie jest jedynym kochankiem Very!

125