Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXI.
PIĘKNIE PAN PISZE...

— Pięknie pan pisze...
— Sądzi pani?
— A kiedy to szanowny autor zabierze się do powieści?
Oboje wybuchnęli śmiechem. Welski od miesiąca pracował w biurze Drohojowskiego, objąwszy posadę po Bilukiewiczu i sporządzał właśnie jakieś pilne sprawozdanie, gdy panna Rena, przybywszy znienacka, zajrzała mu przez ramię i w taki to sposób oceniła jego pracę.
Wogóle, w czasach ostatnich, ku podziwieniu urzędników, Rena niezwykle często jęła odwiedzać biuro. Tak często nawet, że ojciec żartem jej zaproponował, czyby i ona nie zechciała objąć posady. Odparła na to nader uroczyście, iż na objęcie posady się zgadza, o ile ta będzie dobrze płatną... i umieszczą ją w najbliższem sąsiedztwie Welskiego.

Wogóle ich wzajemny stosunek przybrał określone kształty i nie stanowił tajemnicy dla dyrektora. Welski, coraz bardziej rozmiłowany w „kochanym trzpiocie”, oczekiwał jeno na chwilę swej rehabilitacji, aby wystąpić w charakterze oficjalnego narzeczonego, a ślub odkładał, póki nie otrzyma spadku — nie chcąc nic zawdzięczać bogatej żonie... Wszystko to miało nastąpić niezadługo... Rena, nie mniej zakochana, zmieniała się pod

219