Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pieniądze, sprawę Welskiego wykryją... potem.. sąd... wyrok... długie lata więzienia... nie... nie...
— Już daję! — mruknął, widząc, że wszyscy obserwują go bacznie.
Wyciągnął jakiś błyszczący przedmiot. Ruchem błyskawicznym uniósł go do góry... Padł strzał... i Leszczyc runął na ziemię... Odgłos tego wystrzału — posłyszał na dole Bilukiewicz...
— Choć to mu pozostało z dawnej rasy — rzekł Drohojowski, spozierając na stygnące zwłoki — że sam sobie potrafił wymierzyć sprawiedliwość!




XX
BALAS OŚWIADCZA, ŻE NIE JEST JESZCZE NAJGORSZYM ZŁODZIEJEM

W pół godziny później, Den wprowadził Bilukiewicza do gabinetu Drohojowskiego. Po drodze usiłował się rozpytywać kasjer, co oznaczał posłyszany tajemniczy wystrzał — ale detektyw zbył go milczeniem.

W gabinecie zauważył, że Drohojowski nie jest sam. Obok biurka stało dwóch mężczyzn. Jednym z nich — ku niepomiernemu jego zdziwieniu był Welski, drugim zaś — jakiś osobnik o niewzbudzającej zaufania powierzchowności — czerwony i dość tęgi.

209