Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zajął miejsce na przeciwległym końcu stołu — i teraz poczuł dopiero, jak jest zmęczonym. Bolały go wszystkie członki, koszula z potu przywarła do ciała a w gardle miał rozpalony ołów. Pochwycił kufel piwa, nietknięty przez Wawrzona, wychylił duszkiem i przymknął oczy. Na Mary postanowił nie zwracać uwagi — wszak, parę godzin temu ledwie, lufa jej browninga tak niedwuznacznie tańczyła w jego stronę...
— Zadowolony pan, panie Welski?
To Mary przerwała ciszę pierwsza. Uniósłszy głowę, którą dotychczas trzymała wspartą na ręku, jakoś dziwnie teraz spozierała na niego. Udał, że nie dosłyszał zapytania.
— Chyba, bardzo zadowolony... — powtórzyła z naciskiem.
Nadal milczał, sądząc, iż wreszcie zrozumie, że nie pragnie się wdawać z nią w rozmowę. Lecz ona dalej nalegała:
— Cóż nie raczy pan odpowiedzieć?
Widząc, iż nie ustąpi tak łatwo, odparł oschle:
— Nie pojmuję o co pani chodzi i z czegóż miałbym być zadowolonym?
— Hm... hm... taka piękna dama się w panu... kocha...

Czyniła najwyraźniej aluzję do słów Reny Drohojowskiej, które się jej w podnieceniu wymknęły... Ponieważ i Welski wciąż myślał o owych pamiętnych słowach i myślał z tęsknotą, czy kiedykolwiek z tych samych ust, uda mu się je po-

182