Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieniu... Zapomnij o tem co było, zapomnij o idjotyzmach, jakie pleść mogą na mnie złośliwe półgłówki... Pamiętaj, żeś bogata, więc potężna i ten sam, który obrzuca mnie błotem, rozpłaszczy się nisko, gdy mu zechcę cisnąć paręset złotych. Takim jest świat, a nie inny... Ty zaś masz jeszcze bardzo mało doświadczenia i spoglądasz nań przez pryzmat wyniesiony z książek.
— Może...
— Więc przyznajesz mi rację... Skończmy tedy nareszcie tę przykrą rozmowę i rzućmy w niepamięć wszystko, co zepsułoby nasz dobry stosunek... Stale mieć we mnie będziesz najlepszą z matek i przyjaciółek, dbałą o to, aby nie spotkała cię w życiu najmniejsza przykrość... A zawierz mojemu doświadczeniu... Potrafię cię od nich uchronić... Wzamian, żądam odrobiny przywiązania i serca... Toć za wszystko, co uczyniłam, Hanko, należy mi się chyba więcej ciepła od ciebie?... Znów milczysz?
— Bo... naprawdę...
— Pragniesz jeszcze się dowiedzieć, jak długo ma trwać obecny stan rzeczy, który ci jest tak niemiły? Więc pod słowem honoru zapewniam, że zlikwidowanie moich interesów nastąpi w ciągu najbliższych tygodni... Tydzień, dwa, najdalej miesiąc... Cierpliwości Hanko... Niechaj do tego czasu wszystko pozostanie pomiędzy nami po staremu, możemy nawet widywać się rzadko... A później wyjedziemy z Warszawy... Kupię w innem mieście, gdzie nas nikt nie zna, dom lub willę i tam zamieszkamy, otoczone powszechnym szacunkiem, zaś chwile, któreś obecnie przeżyła, wydadzą cię tylko