Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odwiedza Helmanową... A uczyniła pani na mnie wówczas wrażenie wielkie. Otóż przyszedłem prosić... Niech pani nadal się nie marnuje. Salony „Helwiry“ to bardzo niebezpieczna droga... Ja, natomiast, gdyby pani zechciała...
Z piersi Lenki wydarło się prawie głośne westchnienie ulgi. Ulgi i dumy. Więc przygodny kochanek przybywając, nie miał na celu, ani chęci szantażu, ani też wyrządzenia jej przykrości. Przybył wyłącznie przez przywiązanie do niej, bo uczyniła na nim tak silne wrażenie? Specjalnie ją szukał? I to właśnie w takiej chwili, gdy dalsze pożycie z mężem wydawało się nie do zniesienia, gdy marzyła o tem, aby uciec z domu? Lecz cóż za lekkomyślność ją w ten sposób nachodzić. Czyż nie mógł zawiadomić inaczej.
— Panie! — odrzekła, nieco wzruszona, przypominając sobie różne zdania z przeczytanych romansów, aby odpowiedzieć z należytą godnością. — Umiem ocenić prawdziwą przyjaźń... i prawdziwe uczucie. Musi panu zależeć na mnie, skoro się zdobył na podobny krok.
— Oczywiście...
— Ale jak można mnie narażać na podobne przykrości. Toć nie jest pan młodzieniaszkiem. Nie kocham zbytnio mojego męża, ale muszę się liczyć. Na szczęście, niema go w domu, ale lada chwila powróci. Proszę odejść natychmiast, a umówimy się na inny dzień... Wtedy swobodnie wypowie mi pan to, co obecnie zamierzał powiedzieć.
— Jeszcze chwilka...
— Kiedy doprawdy się lękam...