Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niespodzianie wstrząsnął nią spazm płaczu. Jęła szlochać coraz mocniej, niczem małe dziecko...
Łzy spływające po policzkach, czyniły dobrze. Zmywały jakowyś moralny brud, oczyszczały ducha.
I bodaj, po raz pierwszy, Lenka zastanawiała się nad życiem poważnie.