Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

coś sprawdzając, poczem pod wpływem ostrych spojrzeń hrabiny, znikał. Manewry te nie uszły uwagi malarza, który aczkolwiek podniecony trunkiem i zaprzątnięty własnem opowiadaniem, ze zdziwieniem zapytał:
— Czemuż ten pani służący, tak się przygląda, jak gdyby nas śledził? Może hrabia jest niezadowolony z mojej wizyty?
— Ach! — zawołała, starając się śmiechem pokryć podrażnienie. O mego męża może pan być spokojny! W stanie, w jakim znajduje się obecnie, zapomniał o zazdrości... Wydawało się panu tylko, że kamerdyner na nas w sposób szczególny spoziera! Jest to Iwan, kozak, mój sługa od wielu lat, niezwykle do mnie przywiązany. Bardzo porządny człowiek, ale po różnych nieszczęściach, jakie go spotkały, wiecznie chodzi z marsem na czole. Złote serce... Muchy nie skrzywdzi. Tylko należy się do niego przyzwyczaić...
Krzesza zadowoliło to wyjaśnienie.
— Musiał być kiedyś bardzo przystojny! — zauważył — I teraz z niego, choć nie jest pierwszej młodości, wcale ładny mężczyzna. Wyobrażam go sobie w kozackim narodowym stroju... Wysokie buty, bufiaste spodnie, czerwona, jedwabna koszula.
— Nie przywykłam się zajmować urodą mojej służby! — sucho oświadczyła Orzelska.
— A tom ci trafił! — zmieszał się Krzesz — Z taką arystokratką, to nigdy niewiadomo, kiedy człowiek głupstwo strzeli!
Zgrzyt ten jednak prędko minął. Tembardziej, że w tejże chwili fertyczna subretka wniosła na tacy {{f|36}]