Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieszkodliwe lekarstwa, a hrabia tylko symulował senność... Udawało mi się odwiedzać niepostrzeżenie nieszczęśliwego, gdyż pani sama nie roztoczyła nademną zbyt ścisłej kontroli, uwierzywszy w mą naiwność i wielką przyjaźń dlaniej...
— Ach, ty... — jakieś przekleństwo zamarło na ustach Orzelskiej.
— Hrabia symulował tylko, apatję i budził się kiedy to zostało pomiędzy nami umówione. Obudził się więc, gdy pan Krzesz, służący za nieświadome narzędzie, wynosił biżuterję, bo musieliśmy temu przeszkodzić i przypieszyć rozwiązanie, następnie, niedawno, godzinę temu... Lecz, uczynił to zawcześnie, a ja wówczas nie mogłam pohamować wybuchu oburzenia! Za młodą jestem detektywką... No, i sądziłam, że pomoc mi prędzej pospieszy... Oszczędziłoby to wielu niepotrzebnych komplikacji... i niebezpieczeństw dla mnie...
Urwała, bo w tejże chwili, prawdziwa Zosieńka, a dawna rzekoma panna Marta, nie mogąc powstrzymać się dłużej i nie zważając na obecnych, podbiegła do ojca.
— Ojcze, coś ty wycierpiał! — jęła obsypywać go pocałunkami. — Na ileż siły woli musiałam się zdobyć, by oddawna do ciebie tu nie pospieszyć...
Wielkie łzy szczęścia toczyły się teraz po twarzy chorego. Obejmował swemi biednemi, wychudzonemi rękami córkę i z całej mocy tulił się do niej, niby obawiając raz jeszcze utracić.
Tymczasem Tamara nieznacznie przysunęła się do awanturnika, jakby u kochanka szukając otuchy do dalszej walki.

301