Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czajona w zgóry uplanowanem miejscu! Temu nie zaprzeczasz?
— Boże! — znów zakrył twarz rękami.
— Nie twoja to wina — znów brzmiał w pokoju ostry głos — że wtedy nie zginęłam! Sukienka zaczepiła się przypadkowo o jedno z drzew osłabiając siłę upadku. Silnie potłuczona, z wstrząśnięciem mózgu, znalazłam się na dnie przepaści, gdzie mnie odnaleziono w stanie nieprzytomnym. A kiedy, po dłuższym czasie, odzyskałam zmysły, doszłam do przekonania, że powinnam zataić prawdę. Nie ze względu na ciebie, bynajmniej, bo nie litowałam się już nad tobą, ale ze względu na osobę Zosieńki. Aby nie rozniosło się powszechnie, że jej ojciec jest mordercą i pragnął zgładzić ze świata narzeczoną, by złączyć się z przewrotną kochanką... Tedy milczałam...
— Rozumiem... — szeptał.
— Ale z ukrycia, śledziłam dalsze twoje dzieje... O, łatwe one były do przewidzenia, choć kara przeszła wszelkie oczekiwania. Zostałeś sparaliżowany, straciłeś zdrowie, a gdyś się stał bezbronny i słaby, bito cię, katowano, niczem zwierzę... I któż to czynił? Zwykła awanturnica, którąś podniósł do godności hrabiny Orzelskiej — tu wzniesiona ręka czarno ubranej kobiety ponownie skierowała się w stronę Tamary — wraz z twym sługą, kozakiem Iwanem, który jednocześnie cieszył się jej miłosnemi względami...
— Domyślałem się tego — wymamrotał.
— Pocóż to czyniła? W jakim celu? — z ust tragicznej kobiety padały słowa oskarżenia. Aby si-

291