Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śladować, nawet dowiedziawszy się, w jaki sposób postępowałaś z jej ojcem!
— Lecz paręset tysięcy, to nie miljony!...
— Trudno! Bądź zadowolona, jeśli wszystko się uda!
— Czemuż nie miałoby się udać?
— Bo — począł, lecz wnet urwał niby nie chcąc zniechęcać samego siebie możliwemi komplikacjami, które powstać mogły. — Et, co tu gadać... Miejmy nadzieję, że nic nam nie przeszkodzi! Tylko, należy działać bezwłocznie!
— Oczywiście! — zawołała gwałtownie. — Oczywiście Zosieńka musi podpisać plenipotencję, skoro powróci do domu... Już ja się tem zajmę! Lecz gdzież ona zginęła i czemu jej tak długo niema?
Jakby w odpowiedzi na ten niecierpliwy wykrzyknik Orzelskiej, zdala skrzypnęły drzwi i w sąsiednim pokoju rozległy się czyjeś pośpieszne kroki.
— Zosieńka! — odetchnęła z ulgą. — Nareszcie się zjawia! Zaraz się dowiemy, co znaczyła tajemnicza wycieczka! A później...
Rozwarły się drzwi i na progu w rzeczy samej, ukazała się panienka.


234