Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tyle mocy zabrzmiało teraz w głosie rzekomego barona, że Tamara spojrzała nań z zadowoleniem, jak gdyby energiczny ton kochanka wlał w nią nową otuchę.
— Przekonana jestem, że poradzisz sobie z Krzeszem! — wyrzekła — Nie takich przywykłaś zwalczać przeciwników! Lecz są sprawy ważniejsze. Postanów, jak postąpić... Lada chwila powróci Zosieńka, nie mam proszków, Orzelski obudzić się może! Z pustemi rękami przecież nie wyjdziemy z tego domu!
Począł mówić powoli, ułożywszy już sobie cały plan.
— Skoro zabrnęło się tak daleko, należy brnąć do końca! Choć uprzedzam cię, Tamaro, że siedzimy niby na beczce z prochem i grozi nam wielkie niebezpieczeństwo! Ale bez pieniędzy, nie możemy nawet uciec, a to, co ci radzę teraz, doradzam wbrew własnemu przekonaniu, bo innego nie znajdzie się wyjścia!
— Co zamierzasz?
— Szarecki odmówił dalszej pomocy! Prosty stąd wniosek, że musi zerwać z Zosieńką, bo w obecnych warunkach nie będzie się starał o jej rękę. Ale Zosieńka jeszcze o tem nie wie. Należy wykorzystać tę nieświadomość! Zapewne, zechce on ją zawiadomić listownie, że rozchwiały się projekty małżeńskie. Przejmiesz oczywiście ten list, lub też do tego czasu załatwimy już wszystko. Jak gdyby nic nie zaszło, zażądasz od Zosieńki podpisania plenipotencji, gdyż oczekują znaczne wydatki przed ślubem i pieniądze ci są na gwałt potrzebne... Ona

231